sobota, 1 sierpnia 2009

Czerwony ryż, zielone tarasy.

Dojechaliśmy do Banaue, miejscowości na poziomie 1500 m.n.p. Tego samego dnia okazało się, że Pyzula ma temperaturę. Spędziliśmy więc tu cztery dni dając sobie czas na wyjaśnienie sytuacji. W górach było przyjemnie chłodniej ok. 25stopni. Wspaniała odmiana po nizinnym skwarze. Przez ten czas chłonęliśmy małomiasteczkowy klimat, rozkoszując się znośną kuchnią na lokalnym czerwonym ryżu i tanim piwem (to ja :) Wjechaliśmy też tricyklem na górę skąd można obserwować było miejscowe tarasy ryżowe. Pyzula oprócz faktu posiadania gorączki nie sprawiała wrażenia chorej, choć wieczory należały to trudniejszych niż zwykle.
Filipiny to kraj piękny o ile jest się w stanie omijać miasta szerokim łukiem. Ludzie tutaj są nadzwyczajnie mili i sympatyczni. Warto rozpocząć zwiedzanie Filipin od tej wiejskiej strony. Jak się człowiek przestawi na rozumienie tego świata, to mniej nieswojo czuje się w miastach. Wydaje się że o ludziach tutaj wszyscy zapomnieli. Nie mają oni planów, że kiedyś zrobią to czy zostaną kimś innym. Nie oczekują, że będzie lepiej. Czują się po prostu dobrze. To tworzy atmosferę w której człowiek taki jak my czuje się dobrze. Chciałby na stałe podkraść ten stan, zabrać go do domu, i nie musieć więcej myśleć o swojej przyszłości, karierze i o tym co się stanie za lat naście. My się tym martwimy, dla nich nic się nie zmieni, więc się nad tym nie zastanawiają. Niby mają gorzej, ale chyba są szczęśliwsi.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz