środa, 23 września 2009

3 dni w lesie

Chiang Mai leży pomiędzy wzgórzami. W okolicznych górach do dziś mieszkają liczne tradycyjne plemiona. Postanowiliśmy wybrać się więc na 3 dniowy trek po okolicy. Kąpaliśmy się w wodospadach, mieszkaliśmy w prymitywnych chatkach w których prądu nie było w ogóle. Zresztą podobnie jak wody :) Naszą rezydencję z pierwszego wieczora można podejrzeć na zdjęciach. Odwiedzaliśmy wioski w których plemiona żyją prawie jak dawniej. Niesamowite tym bardziej bo nie było żadnej pokazówki dla turystów! Jedynie kilka stoisk z wodą, jakimiś pamiątkami i ...bimbrem z ryżu. Plemienni guru doszli do wniosku, że od korali lepiej sprzedaje się wódka, zamiast wyszywać więc torebki pędzą bimber w olbrzymich plastikowych beczkach, czyli metodą "prawie" tradycyjną :) Spływaliśmy rzekami, jeździliśmy po dżungli na słoniach, słowem - mimo niewygód - bawiliśmy się świetnie.















Chiang Mai - oh my Budda!

Chiang Mai to drugie co do wielkości miasto w Tajlandii. Po wizycie w Bangkoku nikt nie dałby temu wiary. W rzeczywistości to miasto otacza specyficzna aura. Mimo iż teoretycznie ludzi tu tyle co w Warszawie to ani ich nie widać ani nie słychać. To jest oaza spokoju. To jest oaza w szczególności jeśli zdamy sobie sprawę, że to mimo wszystko wielkie miasto. "Jest cudnie" jak śpiewa nasza kochana Marylka.
Z Bangkoku do Chiang Mai jest dokładnie 12 godzin. Zdecydowaliśmy się na autobus nocny gdyż jakoś tak już się do nich przyzwyczailiśmy, że nam nawet wygodnie. Pola całą drogę przesypia, my również znaczną większość, więc nie czuje się tak bardzo długiej podróży. Zastanawiałem się ostatnio nad tym fenomenem. Będąc w domu 3,5 godzinna podróż do Krakowa wydawała się być nudną i prawie, że ponad możliwości,. Teraz gdy słyszymy, że podróż trwa 12 godzin to nie robi to na nas najmniejszego wrażenia. Jesteśmy w długiej podróży. Czas nie ma dla nas takiego znaczenia jak kiedyś. Na dobrą sprawę po to właśnie wyjechaliśmy "na długo" by uwolnić się od uciekającego czasu.
Chiang Mai oprócz tego, że jest drugim największym miastem w Tajlandii pełni rolę kulturalnej stolicy kraju, coś na kształt naszego Krakowa. Znajduje się tu ponad 300 rozmaitych i przepięknych świątyń, można tu nauczyć się medytować, nauczyć się masażu i gotowania, albo ... odpocząć. Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek napiszę, że w mieście można odpocząć. A jednak.
Jeśli kiedyś się tu wybierzecie to uważajcie podczas zwiedzania. Człowiek chodzi i podziwia, jeden budda, drugi budda, trzeci budda, a nie to nie budda to mnich medytuje... oh, podrapać się nawet nie można. Wizerunek Buddy w Tajlandii jest odmienny od tego do którego najczęściej jesteśmy przyzwyczajeni. Wesoły grubasek to Budda chiński, zaś Budda tajlandzki jest bardziej dystyngowany i prawie zawsze pomalowany na złoto.
Po całym dniu zwiedzania zabytków, wybraliśmy się na sobotni wieczorny bazar. W kąciku sushi, (które było znacznie lepsze niż w sieciówkach w Malezji) można było przebierać do woli. Ceny 5-10 bathów za sztukę. Coś na kształt 50-100 groszy na złotówki. Zjadłem ile mogłem, a was tylko chciałem zdenerwować :P













Pola w ZOO.

Po obejrzeniu 30 znanych świątyń, nie mieliśmy już specjalnej ochoty jechać za miasto by obejrzeć kolejnych kilka. Postanowiliśmy wybrać się do ZOO. Pola ostatnio przejawia wielkie zainteresowanie różnymi zwierzątkami więc atrakcja jak znalazł. ZOO w Chiang Mai jest zdecydowanie większe i bardziej rozbudowane niż nasze Warszawskie. Ponoć co roku odwiedza je ponad 700 000 osób, choć trudno nam w to uwierzyć gdyż ludzi w środku jak na lekarstwo. Najbardziej nam i Poli do gustu przypadła możliwość karmienia niektórych zwierząt. Śmieszna to sprawa gdy za przyczyną naszych własnych dzieci możemy powrócić do naszej własnej młodości i cieszyć z rzeczy z których normalnie nam przecież nie wypada. Mam na myśli szczególnie Karolinę której wizyta ta momentami przysparzała o wiele większą radość niż Poli. Dzień zaliczyć możemy do udanych.














niedziela, 20 września 2009

Tajlandia - podróżowanie łatwe jak nigdzie!

Czemu Tajlandia jest tak popularnym kierunkiem podróży? Nie musiałem zadawać sobie tego pytania długo. Ten kraj łączy s sobie wszystkie cechy jakich przeciętny turysta pożąda podczas udanego wypoczynku. Mam na myśli turystę niezależnego, bo ten kto podróżuje do kurortów wszelkiej maści to mu zazwyczaj wszystko jedno gdzie pojedzie.
Wszystkie cechy których nam brakowało znaleźliśmy tu. A więc od najważniejszych: jakby nie patrzeć Tajlandia to miejsce gdzie wysoka jakość usług spotyka się z niską ceną. To jest zupełnie niesamowite że za 35 złotych można znaleźć tu hotel od którego można wymagać więcej niż tylko żeby był czysty. Wi fi, TV, ciepła woda, pełen dzienny serwis, żyć nie umierać (to hotel w którym mieszkamy obecnie, polecam - http://www.banilah.com ). Zdażało nam się do tej pory nocować za takie pieniądze, ale o ile nie była to nora, to z nielicznymi wyjątkami pokój za tą cenę był dosyć podstawowy. Kolejna kwestia to kuchnia. Jedzenie w Tajlandii jest niesamowite. Za 3 złote dostajemy prawdziwą ucztę, dowiedzieliśmy że i ryż można przyrządzić ze smakiem co wydawało nam się niemożliwe do tej pory. Pyszne jedzenie, warzywa, kolorowo i elegancko podane, a nie jakiś chłam polany sosem sojowym i przysmażony. Dalej, mimo całkiem sporej ilości turystów i przecież bogatej turystycznie historii i doświadczeniu z turystami nie odnosi się wrażenia że na każdym kroku ktoś cię chce wykiwać i że dosłownie z każdym trzeba się handryczyć, żeby nie przepłacić 20 razy. Są oczywiście nieliczne wyjątki, ale te można zaliczyć do smaczków takiego podróżowania. Są jak w całej azji ceny dla turystów i dla miejscowych ale są one co najwyżej "tylko" dwa razy wyższe.
A więc podsumowując, Tajlandia to najlepszy kraj by zacząć swoją przygodę z azją. Podróżuje się tutaj z niesamowitą łatwością. Jest tanio, jest to najtańszy kraj dotychczas dla nas, choć niektórzy mogą się zdziwić, jak pojadą na Ko Phi Phi do Mariottu, to tanio nie będzie. Ale nie trzeba długo szukać, zapewniam, by być zadowolonym. Zapraszamy więc do Tajlandii. Do końca marca wizy za darmo.

PS. Gdy jest tanio to nie znaczy, że wydaje się mało pieniędzy. Wydawanie jest bowiem o wiele przyjemniejsze, gdy za swoje pieniądze dostajemy więcej i lepiej. To jest pułapka, nawet na oszczędnych.

Naj... Wat Pho.

Wat Pho to jedna z niewielu turystycznych atrakcji jaką udało nam się zobaczyć podczas ostatniej wizyty w Bangkoku. Dlaczego jest naj zapytacie? Przede wszystkim dlatego, że jest to największa świątynia, a co więcej jest również najstarszą w Bangkoku, jako że została zbudowana na 200 lat przed tym jak Bangkok stał się stolicą. Co więcej, jest to świątynia w której znajduje się najwięcej wizerunków Buddy w całej Tajlandii.
Największy posąg ma 15 metrów wysokości i 46 długości. Przedstawia Buddę w momencie przechodzenia w stan nirwany.
Do świątyni musieliśmy wejść oddzielnie bo Karolina ubrała zbyt krótkie spodnie. Przydała się więc nasz chusta która spełniła po raz kolejny rolę sarongu, którym przewiązuje się w pasie by osłonić nogi. Ja postanowiłem zrobić sobie zdjęcie przy nogach Buddy jako że bardzo fajnym elementem są palce u nóg Buddy. Miły Japoński turysta postanowił mi pomóc. Efekt mizerny, ale jak tu mieć pretensję? Chyba samemu bym sobie lepsze zdjęcie zrobił.