sobota, 27 czerwca 2009

Dubai – wrażenia

Jeden dzień w Dubaju to zdecydowanie za mało. Za mało żeby go zwiedzić samemu, a tym bardziej gdy się podróżuje z dzieckiem. Nie wiem czemu, ale tak sobie jakoś pomyślałem, że to nie może być takie duże miasto. Sromotnie się myliłem i przez to zobaczyliśmy tylko jego niewielki kawałek, centralną dzielnicę Deira i Old Market w dzielnicy Dubai. Z daleka oczywiście widać było Burj Al Arab ale w związku z tym, że byliśmy tutaj tylko jeden dzień w ogóle nie dotarliśmy w tamte okolice. Nie udało nam się zobaczyć też hotelu Burj Dubai (mam nadzieję że nie pokręciłem nazw).
Dzień wcześniej kupiliśmy na lotnisku bilety na 10 przejazdów, nie wiedzieć po co bo podobno z autobusowym transportem w Dubaju cienko. Pełni więc zapału wyszli rano w poszukiwaniu przystanku. Autobusów niewiele widać na ulicy, ale piątek to u nich święto więc pomyśleliśmy, że może dlatego rzadko kursują. Udało nam się w końcu znaleźć coś co wyglądało na pętlę więc zaczęliśmy rozszyfrowywać rozkład w celu obrania odpowiedniego kierunku. Zagaił nas miły człowiek, spytał zaprosił czym prędzej do przystanku klimatyzowanego żebyśmy na słońcu nie wystawali, później spytał gdzie jedziemy. Jak się nieopatrznie okazało odpowiedziałem mu, wybieramy się gdzieś do „City Centre”. On odpowiedział, że również tam jedzie więc nam pokaże. Autobus nie przyjeżdżał więc złapał taksówkę którą nas za darmo podwiózł do „City Center”. Na koniec powiedział, że jest z Egiptu i że arabowie są tylko z Egiptu są czego nie umiem rozszyfrować do tej pory ale jak macie jakieś pomysły to sam ciekaw jestem. Jakież jednak było nasze zdziwienie gdy okazało się, że „City Center” to w żadnym wypadku nie centrum miasta tylko centrum handlowe na dodatek nie za bardzo w centrum. W ten oto uprzejmy sposób zostaliśmy trochę wyrolowani, w żadnym wypadku nie mieliśmy ochoty bowiem w tym centrum zostać. Zanim stamtąd wróciliśmy minęło trochę czasu, a po obiedzie zdecydowaliśmy się na ewakuację do hotelu na kilka godzin. Wyszliśmy ponownie po 18 z nieco już lepszym skutkiem.





Czy Dubai mnie zachwycił? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno jest to miejsce warte odwiedzenia. Podoba mi się tutaj. Podoba mi się atmosfera, podoba mi się że ci wszyscy kolorowi biedni czy bogaci ludzie są po prostu bezinteresownie mili. Podoba mi się idea dzięki której powstało to miasto. Nie do końca może podoba mi się zagrożenie udarem, jakkolwiek wieczorny skwar jest super. Dubai to jest taki Londyn świata arabskiego. Autochtonów w tym mieście jest zaledwie 5%. Nie spotkaliśmy wcale wielu „białych” ale może nie kręciliśmy się tam gdzie potrzeba. Naprawdę jestem ciekawy czy to miasto jednak przetrwa gdy pieniądze z ropy naftowej się skończą, ale szczerze mu kibicuję by tak się stało. Niech no tylko coś zrobią z tymi przeklętymi wizami!


To jak to jest w końcu z tym dzieckiem w podróży?

Kto mnie pouczy raz jeszcze, że podróż z dzieckiem to głupi pomysł bo … to śmiało mu się teraz w twarz zaśmieje. Pyzuszka w podróży czuje się prawie jak ryba w wodzie, pisze prawie bo mimo wszystko to jeszcze nie jest dorosły człowiek i razem nie zwiedzimy i nie zobaczymy tylu rzeczy ile byśmy mogli zobaczyć samemu, ale jednak nie zmienia to faktu, że wspólne nawet długie podróżowanie w żaden negatywny sposób nie wpływa na malucha.
Do Dubaju lecieliśmy około 7 godzin. Żeby było śmiesznie Pyza nie byłe jedynym niemowlakiem na pokładzie. Nie była nawet druga czy trzecia. Dzieci była chyba z 6!!! Na dodatek żadne nie awanturowało się tak by uprzykrzyć życie innym pasażerom. Dokładnie koło nas leciał 3 miesięczny bobas, który akurat na tyle fenomenalnie się złożyło, że przespał znakomitą część drogi. Sen w samolocie to chyba jakaś taka podświadoma reakcja niemowlaka, bo i Pyza spała zdecydowanie dłużej niż zwykle. Linie emirates za wszelką cenę starały się uprzyjemnić lot przynosząc co i rusz jakieś zabawki, słoiczki i inne pierdoły specjalnie dla niemowlaków. Lot długodystansowy na dobrą sprawę, mimo naszych pierwotnych obaw, wypada znacznie lepiej niż te krótkie. Jest się gdzie ruszyć, ma się więcej miejsca, tak że bardziej odczuwa się to jak podróż pociągiem.






Spacery w chuście to to co Pyzuchy lubią najbardziej. Mimo nawet, że w tym okrutnym skwarze człowiek zlewa się potem, a nasza chusta zdaje się być trochę za gruba. Piszę “zdaje się” bo przy tej temperaturze to nie ma chyba zbytniego znaczenia, bo człowiek i bez koszulki się spoci. Okrutny gorąc sprawił jednak, że nie byliśmy w stanie zwiedzać specjalnie w ciągu dnia i wycofaliśmy się do hotelu. Słońce świeciło mocno po głowach, a jak się człowiek chciał gdzieś przed nim na chwilę schować to wchodził do lodówki (każde zamknięte pomieszczenie tutaj to lodówka z +15 st.). Baliśmy się żeby Pyza po tak gwałtownych zmianach temperatur nie złapała jakiegoś przeziębienia, bo zdecydowanie popsułoby nam wyjazd.







Nie należy jednak zapominać, że czasem wcale nie jest łatwo ale jednak warto.









Jeśli myślałeś/łaś kiedyś o dalekiej podróży z dzieckiem to odpowiedz sobie na pytanie czy jesteś/cie w stanie się do niego dostosować. Jeśli nie przeszkadza ci, że nie zobaczysz tyle ile byś chciał i czasem mimo zmęczenia nie będziesz mógł odpocząć to znaczy, że nic nie stoi na przeszkodzie byście spakowali walizki, sprzedali lodówkę i w wyjechali J O profitach pisać z doświadczenia jeszcze nie możemy, ale myślę że w przeciągu trzech tygodni nasze spostrzeżenia będą już uzasadnione.





Do Dubaju chętnie kiedyś wrócimy, a tymczasem jak to mówią “do trzech razy sztuka” i jutro trzeci nasz lot do Hong Kongu. Najdłuższy bo jak pamiętam 9 godzin. Również w ciągu dnia. Zobaczymy więc czy pospieszyłem się z opiniami.

“Nie może tak być, że czarne jest czarne, a białe jest białe”

Nie wiem czy tak jest w całych emiratach, ale u nas w hotelu na pewno. Do wyboru w kranie mamy dwa rodzaje wody: gorącą i ciepłą. Komu się marzy zimny prysznic po dniu spędzonym w ukropie nie zaspokoi tu swoich potrzeb. Prysznic trzeba wziąć ciepły, można się ewentualnie zmrozić stojąc mokrym pod nawiewem klimatyzacji.

Homoseksualizm, a islam.

Teoria jest taka, że w krajach islamskich homoseksualistów nie ma. Jak się jakiś pojawi to szybko go gdzieś chyłkiem na stosie spalą czy ukamienują żeby reszta nie widziała, że taki gagatek się w ogóle znalazł. Dlatego wprawił mnie w zakłopotanie ten oto bilboard:

Tajemnica taniego weekendu w Dubaju.

Czy jest jakiś sposób, żeby tanio odwiedzić Dubai na weekend? Trzeba mieć paszport jednego z 13 państw które nie potrzebują wizy i wszelkich problemów z nią związanych. Jeśli takiego paszportu nie mamy to możemy być pewni, że znaczna część naszych wydatków związana będzie z jej zdobyciem. Jako, że ambasady u nas w kraju nie ma (a nawet jak by była to wizami się nie zajmuje), to turysta ma jeden sposób, żeby taką wizę zdobyć - znaleźć tzw. sponsora który o to wizę będzie zabiegał (przynajmniej teoretycznie). Sponsorem może być rezydent UAE, hotel lub linie lotnicze emirates. Na weekend wystarczy nam tzw. stopover visa na 96 godzin która jest troszkę tańsza choć jak się okazało niewiele od zwykłej. Rezydenta nie znamy, a musielibyśmy znać dobrze bo wiązałoby się to dla niego z mnóstwem roboty. Hotel – stawki ma różne, oprócz opłaty za nocleg, za pośrednictwo pobiera od 400 do 600 pln (dirham prawie równy złotówce). Najlepiej choć wcale nie tanio jest więc przylecieć liniami emirates. Wiza tanio nie załatwiają bo mimo wszystko zapłacić trzeba po 220 pln na głowę, ale serwis na pokładzie przyzwoity i przez cały lot dbają o to żeby człowiek był najedzony, a i żeby się dziecko nie nudziło. Aha, zapomniałem dodać, że otrzymamy tzw. promesę do otrzymania wizy na lotnisku. Z czy to się wiąże? Ano, z tym że po wylądowaniu musimy mieć jeszcze odliczone pieniądze na jej wydrukowanie – w naszym przypadku kolejne 60pln.
Oszczędności jak widać tutaj za dużych nie ma, ale jako cwani podróżnicy znaleźliśmy dla siebie furtkę na przyszłość. Żeby nie płacić za wizę w ogóle wystarczy przekroczyć granicę od strony Omanu. Zapłacimy wtedy tylko za wizę Omanu która kosztuje circa about 40pln. Pytanie czy uda się też oszczędzić na bilecie lotniczym.

Jak zafundować rodzinie nowego mercedesa?

Dubai jest miejscem specyficznym. Cały rozmach z którym jest zbudowany nie byłby możliwy gdyby nie setki tysięcy pracowników z Bangladeszu, Pakistanu, Filipin którzy za głodowe stawki to miasto budują. Jednak czasem bywa tak, że taka praca to za mało by utrzymać siebie i swoją rodzinę za granicą. Toteż niektórzy decydują się na samobójstwo pod kołami samochodu, autobusu, traktora czy czegokolwiek co jeździ po ulicy. Największa ilość wypadków śmiertelnych na świecie w tym mieście nie do końca jest spowodowana szaleństwem i nieprzewidywalnością kierowców. Każdy kierowca posiada ubezpieczenie, coś w rodzaju naszego OC. Jeśli zdarzy się, że kogoś przejedziesz samochodem to twoja firma ubezpieczeniowa ma obowiązek zapłacić rodzinie ofiary tzw. „blood money” w wysokości ok. 200 tyś. PLN. W znakomitej większości nie musisz się jednak martwić, że pójdziesz do więzienia, co najwyżej że w przyszłym roku zapłacisz wyższą składkę.

Jaki klimat panuje w Dubaju?

Otóż w Dubaju panuje klimat nie do wytrzymania, zwłaszcza chyba teraz kiedy w dzień nie oceniając z przesadą jest 45 stopni. W nocy człowiek może odsapnąć bo temperatura spada do tylko 35. Cóż więc za niespodzianka to dla podróżnika gdy wychodzi o 21 wieczorem z chłodnej hali lotniska a tu ściana duchoty zapiera mu dech w piersiach. Dubaiczycy jako przecież dobrze sytuowani radzą sobie z tym faktem znakomicie. W każdym miejscu jest klimatyzacja. W budce telefonicznej, na przystanku, w kebabie, nie wspominam o tysiącu centrów handlowych które dla przeciętnego Dubaiczyka (nie taniego pracownika z zagranicy) są jednymi miejscami które zna w mieście bo rzadko gdzie indziej bywa, a spytany co jest w okolicy do obejrzenia z dumą wskazuje kilka shopping mallów J Wszystko by było pięknie tylko jedna rzecz mnie nurtuje do teraz. Dlaczego ta klima wszędzie jest ustawiona na 15 stopni?

Brytyjska służba zdrowia – jaka opinia takie usługi.

Opinia jaką posiada brytyjska służba zdrowia jest raczej gówniana. Jak się udało nam przekonać nie bez powodu. Kwitka europejskiego do wizyt za darmo nie wyrabialiśmy bo i na dwa dni nie przewidywaliśmy, że może się okazać potrzebny. Ale zdrowie w podróży to istotna sprawa więc się na nim oszczędzać nie powinno. Zapłaciliśmy więc 33funty za usługę w NHS która wyglądał mniej więcej tak, że Pani wpisała w Google nazwę antybiotyku podrapała się głowę poszła porozmawiać z inną i stwierdziła, że w zasadzie to ona nic mi pomóc nie może. W brodę sobie pluje, że asertywny robie się dopiero po jakimś czasie jak wszystko przemyślę i zamiast zapłacić powinienem im był powiedzieć żeby mnie raczej w czoło pocałowali. Sam więc sobie wygooglałem terapie czosnkiem która do przyjemnych nie należy, ale działa J
A wszystkim 20% których efekty uboczne zażywania klindamycyny dotyczą ostrzegam: Nie ufajcie dentystom i nie bierzcie tego świństwa!

Dubai and the unbearable heat

Surviving a 7-hour long flight from London (which in the end turned out to be quite an enjoyable experience, mainly due to the fact that Pola slept half way through it :P) was easy-peasy comparing to surviving Dubai heat. We got out of the airport 8.30 pm and were hit by an air so stiff I could hardly breathe. I felt like going back to nicely cooled airport hall and just wait there for our next flight J
Thanks to the time change (+3 hrs) we got up quite late and by the time we were ready to leave the hotel it was past noon. The worst possible time to stroll round the city. We only managed to take a few steps and were soaked in sweat. We quickly hid in a nearby shopping mall, which in contrast felt like an inside of a freezer! We cooled ourselves a little, withdraw some money and headed for the nearest bus stop with the intention of going to the city centre. No bus came though, but a kind Emirati gave us a free ride to a city centre…shopping mall. Since sightseeing shopping malls was not on our agenda, we decided to head for Deira district but by the time we got there we were so exhausted by the heat that we only managed to have a meal in a little Arabic restaurant and went back to the hotel hoping that evening sightseeing would be less exhausting.



wtorek, 23 czerwca 2009

Londyn

W nocy dotarliśmy do Londynu. Pyza jak należy sądzić po tej podróży rokuje dobrze, bo sprawiła się fenomenalnie. Trochę wczoraj po południu zaczęła marudzić, ale zaraz po starcie jej przeszło i przez następnych kilka godzin była spokojna jak jej się nigdy nie zdarza. Pewnie złapała bakcyla podróży :)




Spakować udało nam się w 15kg plecak plus drugi mały podręczny. Do tego Pyza pod pachę i paczka pieluch. Paczka pieluch ląduje dziś w plecaku, w którym miejsce robi się po wyjęciu zimowych kurtek i zostawieniu u Karoliny brata (w końcu możemy wrócić tutaj w połowie lutego). Wróg numer jeden każdego podróżnika to za ciężki plecak!



Problem pojawił się oczywiście rano, bo Pyza po ucięciu sobie kilku drzemek w samolocie i chuście nie pomyślała wcale o tym żeby pospać dłużej. Pobudka więc wypadała o 6 po 5 godzinach snu :(

Mimo, że pogoda dziś w Londynie jest niesamowicie piękna to na zwiedzanie pozwolić sobie nie możemy. Czeka nas, a właściwie mnie wizyta u lekarza. Po antybiotyku od dentysty mam trochę problemy z brzuchem. Wole się tego pozbyć od razu niż czekać, aż samo przejdzie. Zamiast więc zwiedzenia będzie co najwyżej relacja o tym jak funkcjonuje służba zdrowia dla turystów :)