sobota, 29 sierpnia 2009

Bromo czyli co znajdziemy w środku wulkanu.

Zapoznawszy się "na szybko" z Bali postanowiliśmy sprawdzić co obok ciekawego można znaleźć. Udaliśmy się więc czem prędzej na Javę w kierunku Bromo. Na mapie zdawało się całkiem blisko, w rzeczywiści trochę dalej - cały dzień drogi.
Warto jednak odwiedzić to miejsce bo widoki są po prostu kosmiczne. Śmiało możemy przyznać, że to chyba najniesamowitszy krajobraz jaki do tej pory widzieliśmy.









Piejo kury piejo.... :)

Nie ma to jak trafić z noclegiem pod meczet. Nie ma to jak trafić z noclegiem pod meczet w pierwszy dzień Ramadanu!
Jeśli komus przeszakadza w Polsce bicie dzwonów w kościele powinien udać się na wycieczkę do krajów arabskich albo tutaj do Indonezji. Probolingo hotel Bromo Permai. Tu na minaretach wiszą kiepskiej jakości głośniki. Wyje z nich wyjec cały dzień i całą noc. Szczerze powiedziawszy to z nieznanych mi przyczyn wyje w nocy o wiele bardziej niż w dzień. Nie dziw, że jednemu z drugim sie w głowach poprzewracało jak mu taki śpiewak do ucha całe życie trąbi.


poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Delfiny, rafa i ryżowe tarasy dwa.

Na Bali nie próżnowaliśmy. Codzień czekała na nas jakaś atrakcja. Wybraliśmy się obserwować delfiny, snorklowaliśmy (czy jakkolwiek się to pisze) nad rafą, oglądaliśmy tarasy ryżowe. Żeby obserwować delfiny wybraliśmy się o świcie łupiną w głąb morza. Dopływamy na miejsce a tam 50 podobnych łupin w drewnie wystruganych, a delfina ani jednego. Rafa okazała się nieco zniszczona przez połowy dynamitem, ale choć różnej maści rybek kolorowych nie brakowało. Za to tarasy ryżowe - mimo że bez tak złożonej 2 tysiącletniej historii - ładniejsze niż te na Filipinach.










Neverending trip.

Na Bali spotkaliśmy się ze znajomymi którzy podróżują już od ponad półtora roku i wcale nie planują swojej podróży przerwać. Polecam ich bloga zwłaszcza, że jest to jedyny blog który i ja regularnie obserwuję:

neverendingtrip

Podróżowanie przypadło nam do gustu. Nie wykluczone, że i nasza podróż zamieni się w neverending trip...

Pola from Poland.

Nadając imię Pyzuli nawet nie przyszło nam do głowy, że sprawimy tyle radości cudzoziemcom. Ileż to się niektórzy potrafią ubawić. No ale fakt brzmi to trochę śmiesznie.
Pozatym Pyzula rośnie. Oprócz tego, że wygląda jak chłopak, ma przerwę między zębami, a jej włoski wyglądają na trochę rudawe to jest szczęśliwa i zadowolona (przez większość czasu przynajmniej ;) Ma u nas ksywkę ryży Michał.




Bali na szybko.

W Kucie wynajęliśmy nową maszynę którą czym prędzej udaliśmy się na zwiedzanie wyspy. Bali nie jest duże, ale nie jest to też wyspa którą można zwiedzić w dwa dni. Żeby ją objechać wkoło trzeba przejechać jakieś 300-400km. My wpierw udaliśmy się na południe, gdzie piękne plaże z białym piaskiem przyciągają największe tłumy turystów. Tu równie ciężko o nocleg w przyzwoitej cenie co w Kucie. Sanur - miasto największe skupisko tzw. expatów, czyli expatriantów najczęściej z Europy i Ameryki, nie spodobało nam się wogóle. Ani tam plaży ładnej nie ma, a i miasto średnio atrakcyjne. Szybko więc uciekliśmy stamtąd do Ubud. Miasto-stolica kultury i sztuki. Sztuka w tradycji balijskiej nie była niczym nadzwyczajnym. Nie było artystów, gdyż tworzenie było udziałem wszystkich. Każdy coś rzeźbił, wyklejał, śpiewał czy tańczył. Artysta więc jako taki nie istniał bo każdy zajmował się tak samo wyprowadzaniem kozy jak i dłubaniem w drewnie. Sztuka wraz z setką artystycznych straganów pojawiła się tam więc równo z pojawieniem się turystyki. Prócz straganów jednak Ubud wyróżnia się ciekawą architekturą i chyba najlepszymi tanimi i pięknymi hotelami. Jednak dopiero ucieczka na północ do spokojnego i małego kurorciku - Loviny - pozwala w spokoju rozkoszować się atmosferą wyspy. W tym roku masowa turystyka nie dotarła tam jeszcze na taką skalę jak na południe, łatwo więc o niedrogi i przyjemny nocleg. Co więcej można wieczorem wybrać się na spokojny spacer po wiosce, gdzie nie odgrywa się lipy w stylu "cultural village", tylko można popatrzeć na prawdę jak miejscowi grają radośnie na bębenkach czy wykonują codzienne czynności.
Sekret sukcesu Bali tkwi jak podejrzewam w gościnności rodzimych mieszkańców. Nie jest tak, że turysta nie staje się celem, "chodzącym portfelem" bo oczywiście tak w wielu przypadkach jest. Ale widać to w kontaktach z tymi mieszkańcami wyspy którzy nie czerpią bezpośrednio korzyści z turystyki. Są nie tylko przyjaźnie nastawieni, ale wręcz ciekawi i żądni opowieści, skąd jesteś i jak inaczej tam życie wygląda.













Bali. Kuta. Turyści wrócili.

Sezon na Bali w pełni. W tym roku pierwszy raz po zamach z 2002 i 2005 turyści dopisali. Przyjechało ich nawet trochę więcej niż potrzeba. O mało brakło, a nie skończylibyśmy nocując na plaży. Wylądowaliśmy dosyć późno nie rezerwując sobie zawczasu noclegu. W sobotę wieczór. Nocleg w końcu znaleźliśmy o 1 am, sporo przepłacając. W Kucie nie ma teraz mowy o tańszych noclegach, ceny z przewodnika z zeszłego roku są przynajmniej zdublowane. Warto więc rozpatrzyć możliwość ucieczki stąd w inne rejony wyspy, co czym prędzej uczyniliśmy.