W Kucie wynajęliśmy nową maszynę którą czym prędzej udaliśmy się na zwiedzanie wyspy. Bali nie jest duże, ale nie jest to też wyspa którą można zwiedzić w dwa dni. Żeby ją objechać wkoło trzeba przejechać jakieś 300-400km. My wpierw udaliśmy się na południe, gdzie piękne plaże z białym piaskiem przyciągają największe tłumy turystów. Tu równie ciężko o nocleg w przyzwoitej cenie co w Kucie. Sanur - miasto największe skupisko tzw. expatów, czyli expatriantów najczęściej z Europy i Ameryki, nie spodobało nam się wogóle. Ani tam plaży ładnej nie ma, a i miasto średnio atrakcyjne. Szybko więc uciekliśmy stamtąd do Ubud. Miasto-stolica kultury i sztuki. Sztuka w tradycji balijskiej nie była niczym nadzwyczajnym. Nie było artystów, gdyż tworzenie było udziałem wszystkich. Każdy coś rzeźbił, wyklejał, śpiewał czy tańczył. Artysta więc jako taki nie istniał bo każdy zajmował się tak samo wyprowadzaniem kozy jak i dłubaniem w drewnie. Sztuka wraz z setką artystycznych straganów pojawiła się tam więc równo z pojawieniem się turystyki. Prócz straganów jednak Ubud wyróżnia się ciekawą architekturą i chyba najlepszymi tanimi i pięknymi hotelami. Jednak dopiero ucieczka na północ do spokojnego i małego kurorciku - Loviny - pozwala w spokoju rozkoszować się atmosferą wyspy. W tym roku masowa turystyka nie dotarła tam jeszcze na taką skalę jak na południe, łatwo więc o niedrogi i przyjemny nocleg. Co więcej można wieczorem wybrać się na spokojny spacer po wiosce, gdzie nie odgrywa się lipy w stylu "cultural village", tylko można popatrzeć na prawdę jak miejscowi grają radośnie na bębenkach czy wykonują codzienne czynności.
Sekret sukcesu Bali tkwi jak podejrzewam w gościnności rodzimych mieszkańców. Nie jest tak, że turysta nie staje się celem, "chodzącym portfelem" bo oczywiście tak w wielu przypadkach jest. Ale widać to w kontaktach z tymi mieszkańcami wyspy którzy nie czerpią bezpośrednio korzyści z turystyki. Są nie tylko przyjaźnie nastawieni, ale wręcz ciekawi i żądni opowieści, skąd jesteś i jak inaczej tam życie wygląda.
poniedziałek, 24 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz