piątek, 31 lipca 2009

Miasta brzydkie że aż oczy bolą.

Na Filipiny dotarliśmy szczęśliwie lecz nic innego na lotnisku nie udało nam się znaleźć jak autobus do Manili. No nic, stolice trzeba zobaczyć. Cóż to jednak za stolica! W Metro Manila mieszka przecież ok 14 mln ludzi. Około, a może i jeszcze więcej bo nikt nie jest w stanie zliczyć tych ludzi. Manila to miasto z tektury i śliny zlepione. To widoki których nie wiadomo czy należy się bać od razu czy dopiero za chwilę jak się będzie miało okazję z tą materią zetknąć bezpośrednio. Manila to pierwsze nasze doświadczenie miejsca gdzie nie widać biednych i bogatych. Tam widać wyłącznie biednych! Całe hektary lepianek i miejsc do których zdrowy na umyśle człowiek nie powinien się udać. Każdy sklep wyposażony w ochroniarza z nożem, pałką i pistoletem lub strzelbą. Sprawiało to wrażenie jakby ta cała bieda od czasu do czasu próbowała wtargnąć do środka, a ochrona dla przykładu odstrzeliwała co któregoś dla przykładu. Wrażenie jednak nie do końca prawdziwe bo wszyscy ci żebracy włóczący po ulicach byli nad wyraz wstrzemięźliwi. Nikt nie szarpał za rękaw, nie dotykał nawet co pozwalało czuć się całkiem swobodnie w tym mieście. Zaznaczam, że nie staraliśmy się specjalnie zapędzić w najgorsze miejsca, choć kilka razy udało nam się w takowe trafić.
Kto chciałby się doszukać piękna w architekturze etc. też raczej wiele oczekiwać nie może. Choć z pewnością miasto specyficznym nazwać można, choćby dlatego że wszystkie druty i kable, gumowe rurki z wodą sikające wokoło, etc nie są zakopane w ulicy tylko wiszą swobodnie niczym pajęczyny nad ulicami miast. A po ulicach oprócz ludzi dzielnie maszerują kury i koguty. Brzydkie to miasto jest na tyle, że się z niego nawet szczury wyprowadziły.
A ilu widzieliśmy białych turystów?Oj wielu! Niestety jednak 90% to podstarzałe ślepe, kulawe, garbate etc. dziady szczęśliwie maszerujące z Filipinką pod pacha często w wieku ich prawnuczki. Z początku wydawało mi się to straszne jednak po pewnym czasie zauważyłem, że "te" filipinki to raczej nie są "te" ładniejsze filipinki. Układ zaczął wydawać się bardziej przejrzysty. Te staruchy szukają tam dziewczyn które mogą "kochać". Każdy z nich w swoim kraju to najprawdopodobniej odrzucony i samotny człowiek. Tam natomiast to zadowoleni z życia ludzie. Co więcej te dziewczyny też sprawiają wrażenie zadowolonych. Układ może i nieco okrutny i ciężko mi samemu uwierzyć, że to piszę, ale taki mezalians pozwala jednemu dożyć szczęśliwie swoich dni, a drugą stronę ratuje najprawdopodobniej przed tą okrutną nędzną jakiej świadkiem jest każdy kto odwiedzi tutaj większe miasto. Wydaje mi się, że nie działa to na zasadzie "będziesz moja utrzymanką" tylko na zasadzie równości. Tym dziewczynom nikt inny po prostu nie jest tutaj w stanie zapewnić poczucia bezpieczeństwa. To może i tragiczna sytuacja, ale już nie taka smutna.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz