Gorączka Pyzuli to z pewnością dla nas ciekawe doświadczenie. Jak wszyscy już pewnie wiecie była to tzw. trzydniówka którą przechodzi znakomita większość maluchów w wieku 6-24 miesiąca:
Trzydniówka
Ale jednak istniało spore prawdopodobieństwo, że to może być co innego. W końcu o tym że to trzydniówka dowiedzieliśmy się dopiero na koniec po pojawieniu się wysypki. Nie ukrywam, że trochę strachu się najedliśmy, choć dokładnie jak w wymienionym opisie nie było widać specjalnych oznak choroby po Pyzuli. No może oprócz okrutnego płaczu jakim nas uraczyła przez dwa wieczory. Jak na złość byliśmy prawie na końcu świata, z teoretycznie wątpliwą opieką medyczną (choć jak się okazało szpitalik nie wyglądał gorzej niż co niektóre w Polsce). Jako znany panikarz już prawie rezerwowałem samolot do Singapuru :) Wyczytaliśmy jednak w internecie, że gorączka u takich maluchów jest dosyć powszechna i nie ma się nią co zbytnio przejmować dopóki nie przekroczy 40 stopni. U nas gorączka nie przekroczyła nawet 38,7 więc postanowiliśmy zachować zimną krew. Skończyło się jedynie na kilku czopkach z paracetamolem. Gdy jednak okazało się, że nie ma się co martwić, a Pyzula obudziła się rano bez gorączki tylko z wysypką czym prędzej udaliśmy się w jeszcze bardziej odległe i niedostępne miejsce (o czym później) w pełni mając świadomość, że chyba jesteśmy niepoważni :)
piątek, 31 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz