Wylądowaliśmy w Melbourne pod koniec listopada a tam jak się okazało pogoda iście wiosenna. W dzień około 20 stopni ale w nocy to już dobrze zmarznąć można. Trochę się to kłóci z obrazem Australii jaki miałem w głowie który twierdził, ze tam to musi być po prostu ciepło. Nie chcę szczerze powiedzieć jak się tam sprawy mają w lipcu i sierpniu bo mam co do tego podejrzenia, że wcale nie jest dużo lepiej niż zimą u nas.
Pierwszą niespodzianką jaka nas spotkała był szok cenowy. Początki są zawsze trudne - już co prawda do tego się przyzwyczailiśmy i nauczyliśmy z tym żyć - i tak też było w tym przypadku. Lotnisko nie jest dalej jak 20km od centrum, autobusem to może 20 minut. Możliwości wydostania się z niego tylko dwie - autobus lub taksówka. My chcieliśmy się przedostać do dzielnicy oddalonej 4 km od samego centrum. Cena jaką zapłaciliśmy - 155pln. Byliśmy przygotowani, na to że będzie drożej ale nie spodziewaliśmy się, że będzie drożej jak w Londynie!
Samo Melbourne to miasto ładne i przyjemne. Jeśli chodzi o super atrakcje turystyczne to takowych brak. Jednak łatwo się chłonie klimat i przyznaje racje tym którzy wybrali to miasto do tytułu “the most livable city in the world”. Jedno jest pewne, kto wybierał to miasto robił to z pewnością latem i nie korzystał z komunikacji miejskiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz