wtorek, 24 listopada 2009

Szybka rundka po wyspie - Kandy

Na odwiedziny na Sri lance mieliśmy przeznaczone dokładnie 13 dni. Teoretycznie to czas przeciętnego urlopu ale nam jakoś wszystko powoli zaczęło wychodzić i potrzebujemy coraz więcej czasu. W planach mieliśmy przyjechać do Colombo spotkać się z miejscowym znajomym którego poznaliśmy w Bangkoku i razem z nim zaplanować co dalej. Ze spotkania nic nie wyszło, a my bez żadnego planu wylądowaliśmy na wyspie. Szybkie przeglądanie przewodnika i już mniej więcej wiemy jak nasz będzie wyglądać.
Prosto z lotniska udaliśmy się do Colombo skąd mieliśmy udać się dalej. Sri Lanka z perspektywy samolotu prezentuje się ładnie, jednak z bliska cały czar pryska. Podobnie jest ze stolicą. Zasadniczo jest tu brudno i obskurnie. Dodatkowo dziwnym zrządzeniem losu miejscowe obskurne jadłodajnie zostały ponazywane "hotel". Wprowadza to sporo zamieszania bo noclegów znaleźć tam się nie da co najwyżej rice&curry. Żeby jednak było śmiesznie hotel również się nazywa hotel więc pierwsze nasze kroki w poszukiwaniu noclegu nie przyniosły żadnych skutków. Zaglądam do przewodnika i w okolicy dworców w której chcieliśmy zostać znajduje się tylko jeden hotel i jest to YMCA. W środku przepychu nie ma, a wręcz śmiało mogę powiedzieć, że wygląda jak poczekalnia w Koluszkach, a syf w pokojach na tyle ie do zaakceptowania, że pora nie jest jeszcze późna, więc możemy sobie pozwolić na dalszą podróż. Zostawiamy więc sobie Colombo na deser i udajemy się na dworzec kolejowy skąd pociągiem wyruszyć mamy do świętego miasta Kandy.
Największa atrakcją miasta jest świątynia zęba (sic!). Śmiać się nie wypada bo miejsce to dla buddystów jest bardziej istotne niźli dla nas Częstochowa. W świątyni zęba znajduje się bowiem ząb Buddy, a co więcej jest on na tyle strzeżony, że 5$ za wejście nie wystarcza by go zobaczyć. Samo Kandy nie jest zanadto urokliwe bo nie ma tam co robić. Po odwiedzeniu świątyni i spaceru wokół jeziora w centrum miasta można od razu stamtąd uciekać. Tak też czym prędzej uczyniliśmy za następny przystanek wybierając krainę herbaty zwaną "hill country".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz