poniedziałek, 5 października 2009

Laos, dziki Laos.

Jaki jest Laos? Zielony, górzysty i dziki. Kilometrami ciągną się górzyste pasma zieleni, skąpo upstrzone prymitywnymi drewnianymi wioskami gdzie czas płynie wolno i leniwie. Dorośli pracują w polu, starszyzna zaś opiekuje się licznym potomstwem hasającym beztrosko po rudobrązowej ziemi, gmerającym patykami w strumieniu i pokrzykującym wesoło na rówieśników.
Laos okazał obfitować w to, czego w tej podróży szukałam, prymitywnego życia, takiego jakie wiedli ludzie setki lat temu.
Niewielkie skupisko kilkunastu drewnianych chatek zbudowanych na rdzawej ziemi, a w chatce takiej “podłogowa kuchnia“ czyli 2 kociołki i kilka cegieł, ognisko i twarde derki, na których śpi kilkunastoosobowa rodzina. Nieliczni mają odbiorniki TV, większość jednak nie ma prądu, bieżącej wody, dzieciaki biegają po wiosce w podartych, niedopranych i nie raz za małych już ubrankach, najmłodsi bez pieluch, czasem zupełnie na naguska.
Nieliczne miasteczka, których domki w niewielkim tylko stopniu lepsze są od lichych drewnianych chatek prezentują się równie ubogo. Skąpo zaopatrzone sklepy (głównie w produkty z długą datą przydatności, puszki, homogenizowane mleko, kawa i herbata oraz słodycze), ze 2 apteki, 1 oddział banku, kilka obskurnych jadłodajni dla tubylców i tych podrasowanych na modłę europejską z wygórowanymi cenami dla turystów.
Sebastian zżymał się i złorzeczył gdy po dotarciu do Luang Prabang, opisanego w przewodniku jako miasteczko reprezentujące piękną architekturę kolonialną, okazało się, że jest to wieś właściwie z kilkoma ulicami i odrestaurowanymi kamieniczkami/chatkami, to jednak mają te miasteczka swój specyficzny zaściankowy klimat.

Karolina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz