Chyba w każdym mieście Azji, a nawet i w wiosce znajdzie się chińczyk. U Chińczyka - niczym kiedyś u nas u Żyda - można dostać wszystko. Jak się spytasz kogoś gdzie możesz dostać to i tamto to cię odeśle zawsze do Chińczyka. I my zgubiliśmy Pyzy czapkę gdzieś podczas spływu bambusową tratwą. Mimo że już wcześniej planowaliśmy jej kupić drugą to nie udało nam się znaleźć odpowiedniej nawet w dużych centrach handlowych. Tymczasem wylądowaliśmy w małej przygranicznej wiosce, pogoda na jutro zapowiada się słoneczna więc bezapelacyjnie czapka niezbędna. Wysłano nas więc do Chińczyka, u którego było mydło i powidło. Wszystko pasowało do siebie jak pięść do nosa, ale Chińczyk wiedział gdzie grzebać i wygrzebał. Czapka rodem z podlaskiego odpustu, do gustu Pyzie nie przypadła (o ile komukolwiek może przypaść) ale jest i od słońca chroni.
wtorek, 29 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem co chcecie od tej czapki, jest super, dziewczęca i do tego pasować będzie do każdego stroju.
OdpowiedzUsuń