wtorek, 29 września 2009

Do nieba, do piekła

Ulegliśmy duchowi azjatyckiemu. Daliśmy się pochłonąć skuterkowi. Łamaliśmy się czas długi, że niezdrowo, że niebezpiecznie, że ryzyko olbrzymie. Przecież u nas to strach z dzieckiem do sklepu bez fotelika podjechać. Wszyscy na ciebie krzywo patrzą, że jak to takie ryzyko podejmować. No ale my z europy na szczęście wyjechaliśmy, a banany jemy nie tylko nieodpowiednio krzywe ale i w rozmiarze nieprzyzwoitym. Jak już pisałem ruch na drogach tutejszych znikomy, a jak pojawi się jakaś maszyna to ją często i na wrotkach by przegonił. Postanowiliśmy spróbować. Podejrzeliśmy kilka rodzin jak w siedmioro wsiadają na skuter i postanowiliśmy się zapakować we trójkę. Szybki kurs przypominający jazdę na dwóch kółkach dla mnie i w drogę. Nie okazało się to jednak takie łatwe… Skuter pożyczyłem i pojechałem sprawdzić trasę. W pole, po wioskach, bo taki był nasz pierwotny zamysł, żeby poznać rodzimych mieszkańców w rezerwacie (Nam Tha National Protected Area). Nie wiedzieć czemu ubzdurało mi się, że bak jest pełen. Jakież było moje zdziwienie gdy po 15 kilometrach polną drogą skuterek zdechł. Przekonany jednak byłem dalej, że to nie wina braku paliwa tylko, że mi gruchota wcisnęli. Cóż tu zrobić? Z pomocą przyszedł mi jeden z mieszkańców okolicznych wiosek. Na bystrego nie wyglądał i podobnie jak ja nie był bo dusił go bez ustanku z 10 minut i bez rezultatu oczywiście. Nagle mnie oświeciło, i dotarło do mnie, że wyjechałem z pustym bakiem. A wskazówka nie wskazywała na literkę F tylko na literkę E. Stacji przy szutrowej drodze spodziewać się nie mogę, wracać daleko. Trzeba by więc spróbować nawiązać jakiś kontakt z miejscowymi. Długo to na szczęście nie trwało bo każdy, niczym u nas za komuny, trzyma w domu kilka litrów “na wszelki”. Udało więc mi się szybko uzupełnić bak na tyle że szczęśliwie wróciłem spowrotem. Do fatum nieszczęsnych łodzi, zmuszony więc jestem dopisać fatum pustego baku. Na szczęście nikt mi nie nalał diesla do skuterka...
Ah, wracając do najważniejszego. Pyzula na skuterku sprawuje się rewelacyjnie. Najczęściej - jak w każdym środku transportu - zasypia.


5 komentarzy:

  1. jednak macie źle w głowie - ktoś wymyślił te przepisy z fotelikami nie bez powodu - nie mogę się pogodzić z taką bezmyślnością !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepisy nigdy nie były wymyślane bez powodu, ale bez przesady. Biurokracja czasem przesłania zdrowy rozsądek. Co jest niezdrowe w jednym miejscu nie musi być niezdrowe w innym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie świetne dziecko. Po prostu musicie podróżować wciąż. Taka grzeczna, więc nie macie innego wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pyzula to diabeł wcielony i dobrze o tym wiecie ;) Plus taki, najczęściej przyśnie jak sytuacja tego wymaga, ale powoli robi się coraz niebezpieczniej bo ustawia się raczkowania. A to znaczy, że nie da jej się w rekach utrzymać. Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pola w kasku rządzi!
    Nawet jeśli czasem zdarzy jej się przysnąć... ;-)

    M.

    OdpowiedzUsuń