Zwykle kiedy coś nie pójdzie po naszej myśli na początku to jest duże prawdopodobieństwo, że i później wszystko się posypie. Tak było i tym razem. W Tanzanii wylądowaliśmy w sobotę po południu. Wydawanie wiz na lotnisku trwało wieczność bo paszport przechodzi przez ręce 6 osób. Zamówiona taksówka z hotelu nie dotarła na lotnisko by nas odebrać, więc musieliśmy się użerać z lotniskowymi taksówkarzami którzy ze swojej natury są jeszcze gorsi niż zwykli taksówkarze. Standardowa cena z lotniska do centrum to 25USD, nie mało jak za 12km, jednak na stronie hotelu który na szybko znalazłem podczas postoju w Kairze odbiór kosztował 15 USD, mieliśmy więc punkt odniesienia do targowania. Początki nie były łatwe bo każdy miał nas w nosie, jednak gdy na stronie znalazłem taksówkarza który zgodził się nas zabrać za tę cenę to rozpętała się nagle wojna. Kilku taksówkarzy o mało się nie pobiło, pogonili tego który zgodził się pojechać za 15USD, ale za to w tym momencie już każdy był gotów pojechać w tej cenie.
Hotel który wybraliśmy to Econo Lodge. Bardzo trudno go znaleźć samodzielnie w Internecie, jak również nie funkcjonuje w większości przewodników, ale jest to relatywnie najlepsza opcja na nocleg w Dar, zarówno pod względem lokalizacji w samym centrum jak i ceny ( za trójkę z AC płaciliśmy 30USD/doba).
Pierwsze wrażenia z miasta były umiarkowanie pozytywne bowiem przygotowaliśmy się na coś gorszego. Co więcej, centrum miasta jest zdominowane przez hindusów, do nich bowiem należy znakomita większość biznesów w mieście od naszego hotelu, przez sklepy, restauracje, do firmy transportowej z której usług przyjdzie nam skorzystać później. Nie zmienia to jednak faktu, że większość mieszkańców to czarnoskórzy Afrykańczycy. Żyłki do biznesu w genach najwyraźniej nie otrzymali.
W centrum, nawet po zmroku, czuliśmy się dosyć bezpiecznie. Nasze zaniepokojenie wywoływały jedynie ostrzeżenia które wypełniały jedną ze ścian w hotelu. Na wszystko trzeba uważać, wszędzie nas mogą okraść, po zmroku lepiej nigdzie nie wychodzić, nie wsiadać z nikim do samochodu, a jeśli nawet spotkamy policjanta to lepiej przyprowadzić go do hotelu i wylegitymować się dopiero tam, bo inaczej nie ma pewności, że to w ogóle policjant. Gdy jednego z wieczorów około pierwszej w nocy zszedłem do hotelowego hallu z zapytaniem gdzie znajdę jeszcze otwarty sklep, stróż nocny spojrzał na mnie z politowaniem i wysłał powrotem do pokoju.
W sobotę było już za późno by udać się na dworzec Tazara gdzie mieliśmy nadzieję nabyć bilety na pociąg na dalszą podróż. Gdy pojechaliśmy tam w niedzielę to okazało się, że wszystko jest zamknięte na cztery spusty. Pociąg kursuje dwa razy w tygodniu, a dodarcie do naszego celu zajmuje zwykle około dwóch dób. Nic nie podejrzewając, zmarnowaliśmy więc kolejny dzień, a gdy pojawiliśmy się na stacji ponownie w poniedziałek 19.12 to dowiedzieliśmy się, że niestety nie ma już biletów w 1 i 2 klasie, a następne dostępne są na 27.12. Rujnowało to nasz plan doszczętnie bowiem na wigilię chcieliśmy być w Zambii u siostry Karoliny. Zostały nam dwie możliwości albo klasa 3 w pociągu, czyli tzw. wagon bydlęcy o którym dużo się dowiadujemy u nas w szkole w kontekście historii, ale nikt nie wspomina, że po dziś dzień można tak podróżować z własnej woli i jeszcze do tego płacąc, albo podróż autobusem która przeze mnie już na początku była zdyskwalifikowana. Pod naporem dziewczyn musiałem jednak skapitulować i po zakupie biletów we wtorek, w środę o 5 rano wyruszyliśmy w najgorszą podróż tej wyprawy.
Czy warto spędzić kilka dni w Dar? Nie warto. Miasto to nie odznacza się niczym nadzwyczajnym. Afrykański brud, smród i syf który jest tu najbardziej charakterystyczny spotkamy w podróży przez większość afrykańskich miast i miasteczek, jeśli istnieje więc możliwość nie zatrzymywania się tutaj to warto z niej skorzystać.
piątek, 30 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz