sobota, 8 sierpnia 2009

Cultural Village - dla frajerów.

CS Member zabrał nas na wyprawę do Monsopiad Cultural Village. To miejsce które ma pokazywać jak żyła tutaj rdzenna ludność, prowadzona jest przodków tutejszych autochtonów którzy nawet kontynuują dawne rytuały (na potrzeby turystyki oczywiście). O 14 miał być Cultural Show na które specjalnie się wybieraliśmy. Wyobrażaliśmy sobie jakiś mini festival gdzie będzie mnóstwo ludzi i atrakcji. Cóż, za niespodzianka na początku gdy musieliśmy za wstęp zapłacić po 50PLN. Niespodzianka, bo ani nie wiedzieliśmy za co to, ani nie bardzo sprzedający umiał nam wytłumaczyć. Jedno przy czym obstawał to to, że dostaniemy "welcome drink". No nic, sami nie przyjechaliśmy nie wypada odmówić, zwłaszcza, że to kawałek za miastem no i nie wypada robić za "dziadów" :) Niestety nasze początkowe przeczucia okazały się trafne. Trafiliśmy na najgorszy pic dla emerytowanych turystów, który nie tylko nie był wart 100PLN (za te pieniądze ma się tutaj 1,5 noclegu lub jak kto woli 5 całkiem przyzwoitych dwuosobowych posiłków), ale byłby żałosny i za darmo. Wszyscy już jednak o tym chyba wiedzieli bo jedynymi osobami oprócz nas była jakaś para amerykańskich turystów w wieku słusznym.
A więc od początku. Do wyboru jako powitalny drink mieliśmy dwie rzeczy: rozrobiony z wodą kiepski syrop pomarańczowy lub wino ryżowe. Wzięliśmy wino, ale i ta dostaliśmy obie rzeczy. Wino dostaliśmy w kieliszeczku z 30ml. Identyczne piłem na opisywanym już górskim odludziu na Filipinach. Tylko tam stała butelka litrowa i każdy mógł sobie nalać ile chciał. W cenie noclegu oczywiście. A cena noclegu to 10PLN/os. Wszystko podawane w drewnianej chatce przez śmiesznie przystrojonych "potomków plemienia Kadzanów". Punkt numer dwa programu zawierał możliwość przespacerowania się po wiszącym moście. Żeby zobaczyć jak to jest! (sic!). "Nie ma co przechodzić na drugą stronę bo tam nic nie ma" - ostrzegała nasz przewodnik. Później kilka opowieści o zabijaniu wrogów, jak to obcinano głowę, nabijano na pal i czekano, aż ptaki i inne zwierzęta oczyszczą kość. "Ale Państwo nie macie się już czego obawiać" - próbowała wszystkich rozśmieszyć opowiadająca. Kilka rzewnych opowieści i przechodzimy do wspomnianego wyżej show. Festiwal to żaden bo oglądających nas było cztery osoby, przedstawienia się odbywają co 2 godziny. Karolina też tylko jednym okiem bo chodziła wkoło ze śpiącą w chuście Pyzą. Straty żadnej z tego powodu nie miała, bo cały show polegał na odtańczeniu kilku "ludowych" tańców przy akompaniamencie muzyki. Wszystkie tańce miały wspólny tytuł "Zrób mi zdjęcie". Bo tak wyczerpującej dawce kultury udaliśmy do ważnego pomieszczenia przed wejściem do którego trzeba wypowiedzieć zaklęcie i zdjąć buty. Dawno widać tam nikt nie wchodził bo przed tym samym wejściem leżał zdechły kogut. Długo już tam musiał leżeć, bo i dobrze śmierdział. W środku kilka wycinków z gazety i czaszek dawnych wrogów (to fragment z dedykacją do Marcjanny) na sznurkach. Nie ma na czym oka zawiesić, a i przewodnik nie bardzo ma o czym mówić bo głównym tematem jest pokazywanie naszyjniko-pasa z brązowych kółek i prezentacja jego ciężaru - "A wiecie Państwo, że kobiety to takie try pasy musiały nosić? Ale proszę się nie martwić, tylko podczas specjalnych uroczystości" - wszyscy odetchnęli z ulgą.
Na koniec pokaz dawnych rozrywek - rzucanie rzutką, chodzenie na szczudłach, urwaliśmy bo wiało nudą.
Szkoda wielka bo CS jako miejscowa osoba na pewno mogła pokazać nam coś o wiele ciekawszego niż taki chłam. No ale mieliśmy choć transport za darmo...
http://www.monsopiad.com/






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz