piątek, 3 lipca 2009

Gdzie ty się stołujesz?

W chinach jedzenie jest rozmaite. I lepsze i gorsze. Spróbować trzeba jednak wszystkiego więc przedstawiam niektóre smakołyki jakie udało nam się spróbować ostatnio.



W pierwszy poranek w Hong Kongu śniadanie musieliśmy sobie zorganizować samemu bo w Hotelu w którym mieszkaliśmy było dodatkowo płatne. My więc woleliśmy zjeść "na mieście". Na pierwsze pytanie gdzie możemy zjeść śniadanie padłą odpowiedź McDonald. ZONK! Ale już po chwili przypadkowo spotkana Chinka spytana przez nas o drogę w 3 minuty stała się naszym przewodnikiem. Poprosiliśmy ją by zabrała nas do jakiegoś miejscowego przybytku i zamówiła coś co zwykle się tutaj je na śniadanie. Śmieszna sprawa bo jak człowiek z europy spotyka tu uprzejmą osobę to od razu budzi w nim to jakieś podejrzenia, że może oszust czy cokolwiek. Na pewno ma jakiś w tym ukryty cel podstępny, bo tak bezinteresownie to nikt normalny przecież nie pomaga. W europie nie, tutaj owszem i mamy na to milion przykładów. Wylądowaliśmy w małej miejscowej knajpce z miską porridge/owsianki oczywiście zrobionej z ryżu. Dla mnie to akurat lepiej bo ryżowa owsianka smakuje dla mnie jadalnie w przeciwieństwie do owsianki owsianej. Pyza też była zadowolona bo dostała swoją porcję na spróbowanie. Poprosiliśmy o zieloną herbatę bo wydawało nam się to typowe w tym miejscu, jednak okazało się, że zielonej herbaty nie ma. Zamówiona następnie woda, nie okazała się mineralną tylko wrzątkiem w kubku. Wrzątek podają żeby pijący miał pewność że woda była przegotowana. Śmieszna sprawa z tą wodą bo zasadniczo nie ma tutaj nawet w sklepie "mineral water" tylko "distilled water" - według moich podejrzeń to po prostu przegotowana kranówa bo i w smaku to coś najlepsze nie jest. Chińczycy pili coca-cole...



To kolacja zaserwowana przez naszych hostów. Sam do końca nie wiem co zawierała, ale wrażenia jak najbardziej pozytywne. Oprócz pierożków, ośmirniczek na słodko i shell fish??? też na słodko, do jedzenia mieliśmy chińską wariację sushi. Kluchy ryżowe z paluszkami krabowymi plus jakieś surowe mięska. Nabierało się to do swojego talerzyka w którym nalana była woda pół na pół z sosem sojowym. Nauczony jeść sushi "po polsku" trochę mi brakowało słonego smaku :)




W drodze do Macau zjedliśmy losowo wybraną potrawę z chińskiego barku. Pani która ją sprzedawała nie była pewna co do naszego wyboru i próbowała nam wskazać coś innego, ale byliśmy nieugięci. Zupka nie wyglądała źle, jej podstawowym mankamentem zaś było to, że trochę śmierdziała. Jak się dowiedzieliśmy później ten składnik który wygląda na mięso to ścięta kacza krew.



Najwspanialszy host na świecie pierwszego dnia w Macau zabrał nas do restauracji chińskiej, a drugiego do portugalskiej (Macau to była portugalska kolonia). Chińskie jedzenie tutaj nie było obrzydliwe (choć żałuje, że nie mam zdjęć niektórych witryn chińskich sklepów z przysmakami dla porównania). Jak widać jedzenie wygląda smacznie i takie też było! Ciekawostka jaką dodam to to, że Chińczycy wszystko maczają w chińskim vinegarze, który oczywiście też jest słodki.



Regionalnym przysmakiem w Macao jest suszone mięso sezonowane w miodzie i innych rozmaitych przyprawach. Wszystkie jednak odmiany są słodkie. Trochę czasu to pewnie zajmie normalnemu człowiekowi żeby przestawić swoje słone oczekiwania kulinarne na słodką rzeczywistość.

2 komentarze:

  1. Heh, zapraszamy w niedzielę na grilla. Będzie karkóweczka i kiełba :P
    A shellfish to ogólnie skorupiaki są.

    OdpowiedzUsuń
  2. Córcia Wasza to światowa dziewczyna, z niejednego garnka zupę jadła. Dzielna Wasza cała rodzinka.
    Czekam z niecierpliwością na kolejne relacje.
    Pozdrawiam
    marta

    OdpowiedzUsuń