Jestem murzyn pracujący, żadnej pracy się nie boję! W zambijskiej telewizji niestety serialu z takim mottem nie było, planowali nawet nakręcić, ale po wstępnych badaniach ustalili, że nie cieszyłby się powodzeniem. Spytałem się raz nawet co robią kiedy nic nie robią, odpowiedź była dosyć enigmatyczna, wnioskuję że patrzą jak kukurydza rośnie.
Nasze perypetie charytatywne nie do końca spotkały się z naszymi oczekiwaniami. Zaplanowaliśmy bowiem oprócz przywiezienia zabawek, że również odmalujemy to przedszkole by wyglądało nie co ładniej. Spodziewaliśmy się, że będzie to wydarzenie które pozwoli nam poznać kilka osób, które wspólnie czegoś dokonają. Trochę się jednak zawiedliśmy.
Okazało się bowiem, że całe wydarzenie mimo sfinansowania przez nas farb i sprzętu, nie wzbudza ogólnego zainteresowania i okazało się, że nagle nikt nie ma czasu i nie może. W zasadzie to nawet nie do końca tak. Chętnych znalazło się wielu, ale gdy okazało się, że mzungu (czyli potocznie białasy) nie mają ochoty płacić za to wspólne malowanie, to i u każdego jakoś z czasem zrobiło się krucho. No bo jak to oni będą przedszkole malować za darmo, kiedy kukurydzy na polu trzeba pilnować żeby równo rosła.
Murzyńska dniówka jest nie byle jaka i nie podlega negocjacjom, stąd też cała ironia w moim poście. 80USD za w zasadzie za nie pełny dzień pracy plus obiad. Mało co się nie zakrztusiłem jak to usłyszałem, bo dotarło do mnie skąd tyle nędzy w tej okolicy. Jak oni się tak wszyscy do roboty palą to nie dziwota, że bieda jak piszczy. Każdy malarz to specjalista i za darmo robić nie będzie! Tym sposobem na placu boju zostaliśmy w zasadzie sami. Była jeszcze Pani przedszkolanka „klucznik” dyplomowany kombinator „jak tu nic nie zrobić”, plus jej mąż który ze wszystkich sił bronił honoru wioski i na którego złego słowa powiedzieć nie można, prócz tego że nie robił tego z własnej woli tylko mu żona kazała.
Gdy nasz ‘dream team’ wziął się do roboty to pojawiło się jeszcze kilku pomocników którzy - gdy tylko dowiedzieli się, że trzeba robić za darmo - sprawnie ulotnili się. Pani przedszkolanka cały dzień po mistrzowsku kombinowała jak tu siedzieć, żeby wyglądało że coś robi. Sprytnie więc siadała przy ciastkach, i pałaszowała je z takim zapałem, że gdy się skończyły to musiała odpocząć. Zadanie numer dwa, to zabawa w piłkę z Polą, a gdy już się jej znudziła to poszła przynieść wodę. Wróciła po półtorej godzinie z wiadrem wody i wiadrem mango. Wodę postawiła i zabrała się za wcinanie mango. Spytacie czy przez grzeczność chociaż kogoś poczęstowała? Zjadła trzy, a resztę poszła zanieść do domu, gdzie zniknęła na kolejną godzinę.
Okoliczności tego wydarzenia były na tyle zabawne, że wyglądało to tak jakby to nam zależało cokolwiek „ulepszyć”. Nie chodzi o to, żeby niewiadomo co się działo dookoła, ale pomaga się zwykle komuś kto tej pomocy potrzebuje, jeśli jej nie potrzebuje to pomagający się trochę głupio czuje. I my właśnie tak się głupio czuliśmy, jakby pomalowanie przedszkola to była jakaś nasza fanaberia. W końcu czy ładnie czy brzydko to czas tak samo dzieciom zlecieć musi, po co więc malować, skoro można „kukurydzy popilnować”.
Na szczęście gdy na drugi dzień pojawiły się dzieci, a wraz z nimi uśmiechy na twarzach to trochę wynagrodziło to nam nasze starania. Więcej pozytywnych rzeczy napisze Karolina w oddzielnym poście, bo jeśli takie były to musiały mi ulecieć z pamięci.
niedziela, 15 stycznia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam!
OdpowiedzUsuńZaglądam do Was od jakiegoś czasu. Trochę z zazdrością, bo też podróżowałam po Afryce i strasznie tęsknię.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: przyjeżdża dwoje Zambijczyków do przedszkola Waszego dziecka, do Polski. Mówią, że będą malować, żeby było ładnie, bo jest brzydko, kupili farbę, a wy i inni rodzice macie się zjawić i malować. Spodziewają się, że porzucicie bezsensowne sprawdzanie, czy papiery równo rosną na biurku, i z wdzięcznością zabierzecie się do malowania. Byłby ubaw, co? Ale oni oczywiście charytatywnie ;-)
Rozumiem Wasze frustracje, sama czasem miałam ochotę mordować. Ale myślę, że lepiej jechać w świat po to, żeby zobaczyć, jak on gdzie indziej działa niż po to, żeby go naprawić.
Grażyna
Ależ myśmy wcale do Zambii świata naprawiać nie jechali! Pomyśleliśmy tylko, że skoro mamy 30kg bagażu "na głowę", to zamiast zabierać tonę zbędnych ubrań i gadżetów, możemy tamtejszym maluchom przywieźć zabawki i odmalować salę, w której codziennie się bawią. Plan ten powstał na długo zanim udało się zebrać w Polce na ten cel fundusze. Czasu było więc dość, by na 2h urwać się z pola, bo tyle właśnie zajęłoby nam malowanie, gdyby zgłosiły się choć 2 osoby. Poza tym, zanim powstał plan odnowienia i wyposażenia przedszkola, Sebastian zaproponował, żebyśmy zebrali ubrania i zabawki i rozdali ludziom w wiosce. Tu jednak zaprotestowała moja siostra, argumentując, że mentalność ludności afrykańskiej mocno została wypaczona przez takie właśnie obdarowywanie. Stąd też ich roszczeniowa postawa wobec turystów, którzy w mniemaniu tejże ludności mają niekończące się zasoby materialne. Standardowym zwrotem kierowanym do przybyszy z innych krajów przy okazji jakichkolwiek świąt zdaje się być "Give me my Christmas" lub "Give me my New Year's",co oznacza nim mniej, ni więcej, tylko są święta, należy mi się finansowe wsparcie :/ Fakt, faktem, sporo winy leży po naszej stronie, bo zamiast próbować włączyć tamtejszą ludność w oferowaną pomoc, wszystko robiono i sporo nadal robi się za nich.
UsuńGrazyna, nie zgadzam sie. Ale niestety Sebastian u nas to dziala identycznie. Firma, ktora mnie zatrudnia jakis czas temu wymyslila, ze oto da kase na sprzet i dzien wolny kazdemu, kto sie zapisze na pomaganie. Bylo kilka activities do wyboru. Ja z paroma osobami pojechalismy odnowic kuchnie w jednym z podwarszawskich domow dla samotnej matki. Przywiezlismy koszulki, zabki dla maluchow, farby i caly sprzet, zeby matki wraz z nami mogly odnawiac ta kuchnie. Skonczylo sie tak jak u Was w Zambii. Koszulki i gadzety dziekujemy, ale jak chcecie odnawiac, to my bedziemy patrzec, ogladac tv i jarac fajki.... A dzieci? Jak juz jestescie, to moze nimi tez sie zajmiecie, bo nam sie nie chce... I tak oto po calym dniu pracy przy odnawianiu, nawahana specyfikow do odgrzybiania i farb, brudna do bolu wracalam do domu z ieszanymi uczuciami. Bo kuchnia niby odnowiona, ale zadna z matek, ktore mieszkaly w osrodku palcem nie kiwnela... Podziekowan tez nie bylo... Za rok moja firma takiego dnia nie zorganizowala.
OdpowiedzUsuńZwojtek, gdybym mial tylko czas i ochote pisac o Polsce... o juz wiem, tytul posta bylby: "Ostatni gasi swiatlo" :)
OdpowiedzUsuńAle wy właśnie zrobiliście to samo. Zależy zresztą, jak na to spojrzeć. Macie poczucie, że zrobiliście coś z a innych ludzi, chociaż to oni powinni. Ale ani wy nie zrobiliście nic za nikogo, ani oni nie p o w i n n i. Zrobiliście coś, na co mieliście ochotę po prostu. Gdyby ktoś wszedł do mojego domu i powiedział, że pomaluje, żeby było ładniej, tobym się nie zgodziła. A oni się zgodzili. Dzięki nim mogliście sobie zrobić dobrze :-) Przykład z domem samotnej matki pokazuje dokładnie to samo.
OdpowiedzUsuńW Etiopii wszystkie obrazy wiszą krzywo. Ale nie przyszło mi do głowy ani prostować, ani organizować pogadanki na temat wyższości wiszenia prosto. Siedziałam ze sporym dyskomfortem przed krzywymi obrazami i z zaskoczeniem stwierdzałam, że wiszenie prosto, które do tej pory wydawało mi się wartością niepodważalną, nie jest nią dla wszystkich. Tak było z wieloma innymi rzeczami. Dużo się od Etiopczyków nauczyłam, głównie o sobie oczywiście. A dzisiaj jak widzę krzywo wiszący obraz, to bardzo się wzruszam :-)
Nie chodzi o to, kiedy wpadliście na ten pomysł. Zapowiedź klęski tkwi w samej idei. Chcieliście się poczuć dobroczyńcami, i skończyło się zawodem. Ale to cenne doświadczenie, bo bardzo pouczające. Ja też mogłam zabrać dużo więcej bagażu, bo ja miałam tyle, co na plecach, a dziecko tylko mały plecaczek. Wcale nie o miejsce w walizce chodzi. Chodzi o to, żeby nie myśleć: już jadę, nadciągam, już zaraz wam pomogę. Takie myślenie wymaga postawienia się w y ż e j. Czy gdybyście jechali do Francji albo Niemiec, też byście zabrali paczki darów i próbowali zagonić ludzi do malowania? Nie do was przecież należy decyzja, czy można się na dwie godziny urwać z pola :-) Żeby stwierdzić, że taka decyzja należy do mnie, musiałabym się postawić wyżej. O to mi chodziło, kiedy pisałam, że lepiej się uczyć niż naprawiać, i to naprawiać coś, co nie jest zepsute, tylko działa całkiem inaczej niż u nas, inaczej do tego stopnia, że w głowie się nie mieści. Obstawiam z dużym przekonaniem, że wszyscy ci ludzie uważają was za wariatów i się z was śmieją :-) Jako i mnie uważali za wariatkę i śmiali się strasznie, kiedy się wkurzyłam, że autobus odjechał wcześniej, chociaż powinien o szóstej. Byłam śmieszna, bo uważałam, że autobus, który już był pełen, powinien czekać do szóstej. I jeszcze że autobus pusty też powinien ruszyć o szóstej, zamiast poczekać, aż przyjdą chętni. Jeden absurd dla mnie, jeden dla nich. Wychodzi na zero. Wy próbowaliście skończyć na plusie.
Co do próśb o pieniądze: jeśli są tacy, co dają, znajdą się i tacy, co poproszą. Jak zawsze należy więc zacząć od siebie, bo na nikogo innego wpływu nie mamy.
Gr.
Różnica jest tylko taka, że w tej wiosce od roku jest siostra Karoliny, i to wszystko działo się w zasadzie na prośbę. Powiedziano jej że fajnie jakbyśmy ze sobą przywieźli coś do przedszkola i je odmalowali bo było w słabym stanie.Więc pamiętaj że to nie była nasza inicjatywa w tym sensie (albo była to inicjatywa na zamówienie) - my stwierdziliśmy ok - sfinansujemy farby i pomożemy, wyszło na odwrót. To raczej tak jakbym cię poprosił abyś mi pomalowała dom bo nie stać mnie na farbę, a na koniec patrzył jak malujesz.
UsuńPikanterii całej historii dodaje fakt że to przedszkole jest płatne - ksiądz zbiera po 10usd/msc/dziecko więc w sumie dla mnie to on powinien to przedszkole malować!
Nie nie robiliśmy sobie dobrze. Co najwyżej spodziewaliśmy się Birmy, a zwykle tak jak człowiek się czegoś spodziewa to jest potem rozczarowany.
Toteż piszę, że popełniliśmy błąd, który odkąd pojawiła się idea pomocy humanitarnej popełniany jest w zasadzie za każdym razem. Bywa, że to nieuniknione-w przypadku pomocy medycznej chociażby, nikt nie spodziewa się, że przy operacji asystować będą o chirurgii pojęcia niemający ludzie. W wielu przypadkach jednak można by ludność lokalną włączyć w działanie, rzadko niestety się to robi. Tak, jak piszę Sebastian, pomysł z malowaniem nie był naszą inicjatywą, chętnie podjęliśmy się malowania, ale trochę nam się przykro zrobiło, że tylko my. ALE, z malowania pozostało nam połowa farby, którą mieszkańcy Chilubuli już własnoręcznie pomalowali 2 salę, na którą nam nie starczyło czasu. A więc jednak coś się w tej kwestii ruszyło :) Pytasz, czy pojechalibyśmy z podobną inicjatywą do Francji lub Niemiec-ja ze swej strony odpowiadam-czemu nie? Swego czasu mój brat był na wolontariacie w Niemczech. Waszak ludzie ubodzy są na całym świecie, choć nie wszędzie jest ich równie dużo jak w tak zwanych krajach trzeciego świata. Pomogliśmy akurat w Zambii, bo tam akurat była moja siostra, którą chcieliśmy odwiedzić.
UsuńKarolina
Nie wiem o co chodzi z Birmą. Byliście w Birmie i było inaczej, tak?
OdpowiedzUsuńPowiedziano wam, że byłoby fajnie, gdybyście przywieźli i pomalowali. A nie, jak rozumiem, że jak przywieziecie i kupicie farbę, to oni się urwą z pola i pomalują, i będą wdzięczni. Przywieźliście i pomalowaliście, i j e s t fajnie. Oni swojej części umowy dotrzymali, założenie zostało zrealizowane. Skąd więc zawód?
Gdybyś mnie poprosił, żebym ci pomalowała dom, bo cię nie stać, to po rozważeniu wszystkich wstępnych kwestii (czy mnie stać, czy ciebie naprawdę nie stać, czy nie lepiej zrobić ze swoimi pieniędzmi coś innego, czy nie próbujesz mnie naciągnąć, co ty będziesz wtedy robił...) zabrałabym się do malowania (gdybym tak zdecydowała), nie interesując się tym, czy ty będziesz stał i patrzył, czy robił coś innego. Nie prosiłeś wszak o to, żebym ci kupiła farbę, żebyś mógł sobie sam pomalować.
To ty uważasz, że ksiądz p o w i n i e n. Ja bym pomyślała: no proszę, bierze forsę, a nie pomaluje. Ciekawe, co z tą forsą robi, co jest dla niego ważne, ciekawe, że czyste ściany nie są wartością niepodważalną... Pogadam z nim, żeby się dowiedzieć, jeśli oczywiście zechce, albo będę patrzeć i przyjmować do wiadomości.
Ja też płaciłam za przedszkole. Jaka pikanteria jest w tym, że nie jest ono za darmo? Dlaczego miałoby być oczywiste, że u nas jest za darmo, a w Zambii to oczywiste nie jest? Czy o dyrektorze polskiego przedszkola powiedziałbyś, że z b i e r a?
Bardzo bym nie chciała, żebyście się poczuli atakowani. Zaglądam tu z całą sympatią i ciekawością waszego spojrzenia, tak innego od mojego. I myślę, że musieliście chcieć zrobić sobie dobrze. Inaczej nie bylibyście zawiedzeni. Skakalibyście z radości, że druga strona jest zadowolona.
Nigdy nie daję pieniędzy żebrakom (i nigdy nie dałam nikomu w Etiopii), bo strasznie bym chciała, żeby jak tylko dostaną ode mnie pieniądze, poszli do domu, ogrzali się, najedli, nie siedzieli dalej na ulicy. Chciałabym trochę naprawić świat, żeby się lepiej poczuć. Bardzo dobrze by mi to zrobiło :-) A to tak nie działa. Oni dalej będą siedzieć, a mnie będzie drapać dziwne poczucie, że sfrajerzyłam. Nie ja jedna się o tym przekonałam ;-)
Strasznie się rozgadałam, ale jeszcze jedno: czy gdybyście jechali do Niemiec i poproszono by was, żebyście przywieźli i pomalowali, tobyście to zrobili? Czy nie pomyślelibyście: macie jakieś instytucje, które mogą pomóc, możecie się jako rodzice skrzyknąć, wykazać inicjatywę... Ja bym tak pomyślała i o Niemczech, i o Zambii.
Myślę że chcesz udowodnić coś czego się nie da udowodnić, a na dodatek nie jesteś jeszcze pewna co to jest.
UsuńBtw. Etiopia to jest jeszcze inna bajka i inna kultura. Kraj tak odmienny jak Węgry od Finlandii. Nie ma co szukać analogii.
Niczego nie chcę udowodnić. Nie wiem co masz na myśli. Przedstawiam tylko swoje podejście. Przykłady etiopskie nie miały być przykładami analogii między Etiopią a Zambią. Jak zresztą pokazuje przykład z domem samotnej matki, wszyscy jesteśmy tacy sami. Miały pokazać moje podejście do innej kultury, obojętne jakiej.
OdpowiedzUsuńNapiszcie coś o swoich dalszych planach. Jedziecie dalej? Do innych krajów?
Gr.
z nami też najpierw uzgadniano, jaką chcą formę pomocy i obiecywano, że matki chcą brać udział, bo to ich dom, i to one by chciały nie mieć grzyba w kuchni. nie widzę żadnych analogii z czekaniem na to aż autobus się zapełni. ale ta dyskusja chyba donikąd nie prowadzi. pozdrawiam podróżników, my właśnie wróciliśmy z tajlandii. i amplituda temperatur wyniosła ponad 50 stopni brrrr
OdpowiedzUsuń