sobota, 11 lipca 2009

Cytaty z lektury.

Dziś pada cały dzień monsunowo więc kilka bardzo interesujących cytatów z książki J. Liedloff W głębi Kontinuum. Książka bardzo ciekawa, trochę nierówno napisana, ale spostrzeżenia w niej uważam za bardzo cenne. Informacje interesujące nie tylko dla tych co mają dzieci, ale dla wszystkich którzy chcą zrozumieć źródła swoich zachowań i niezadowoleń.

Jeśli przez większość czasu dziecko jest trzymane przez spokojnie siedzącą
osobę, nie pomaga mu to w poznawaniu cech życia i działania, choć eliminuje
przynajmniej negatywne odczucia porzucenia, odseparowania i - co najgorsze -
udrękę tęsknoty. Fakt, iż maleńkie dzieci zachęcają do tego, żeby stymulować je
różnymi bodźcami, jest dowodem, że spodziewają się i potrzebują takich działań
niezbędnych dla ich rozwoju. Nieruchomo siedząca matka stworzy w dziecku wyobrażenie
życia jako procesu nudnego i powolnego. Dziecko będzie okazywać
niepokój i często nadawać sygnały zachęcające do mocniejszej stymulacji. Będzie
podskakiwać, machać rączkami, żeby wymóc na matce szybsze tempo działania.
Jeśli matka zacznie traktować niemowlę jako coś kruchego, utwierdzi je w przekonaniu,
że tak właśnie jest. Jeśli jednak chwyta je szorstko i bezceremonialnie,
dziecko nabierze pojęcia o sobie jako o istocie silnej, zdolnej do adaptacji, czującej
się swojsko w bardzo zróżnicowanych okolicznościach. Przekonanie o własnej
kruchości jest nie tylko nieprzyjemne, zakłóca także sprawność rozwijającego się
dziecka, a później i dorosłego.




Obrazy, dźwięki, zapachy, powierzchnie i smaki są z początku określane
głównie na podstawie kontaktu z ciałem zajmującej się dzieckiem osoby. Później,
wraz z rozwojem nowych zdolności, włącza się coraz szerszy zakres zdarzeń i
przedmiotów. Dziecko zaczyna kojarzyć. W mroku wnętrza chaty zawsze obecny
jest zapach gotowanego jedzenia i prawie zawsze czuje się zapach palącego się
na ognisku drewna. Światło świeci jaskrawo podczas kąpieli, a także, kiedy doznaje
ono wstrząsów przy pieszej wędrówce matki. Temperatura panująca w
ciemności jest na ogół przyjemniejsza niż w jasnym świetle na zewnątrz, gdzie
słońce często zbyt przypieka, a wiatr i deszcz wywołują przenikliwe zimno.
Wszystko jednak jest do zniesienia, zmian zaś można się spodziewać, bo doświadczenie
niemowlęcia zawsze było zróżnicowane. Podstawowy warunek przebywania
w ludzkich ramionach został spełniony, niemowlę może więc swobodnie
przyjmować bodźce i wzbogacać się dzięki wszystkiemu, co czuje. Coś, co
przeraziłoby nieprzygotowaną dorosłą osobę, jest prawie nie zauważone przez
dziecko w fazie niemowlęcej. Nagle ponad nim pojawiają się jakieś postacie,
wysoko w górze kołyszą się wierzchołki drzew. Bez uprzedzenia robi się ciemno
lub jasno. Dziecku nie przeszkadzają grzmoty i błyskawice, szczekające psy,
ogłuszający ryk wodospadu, walące się drzewa, błyski ognia, nagłe skąpanie się
w deszczu lub rzece. Wziąwszy pod uwagę warunki, w jakich przebiegała
ewolucja gatunku ludzkiego, za alarmującą należałoby uznać ciszę albo
przedłużający się brak zmiany bodźców sensorycznych.


Cytatów jest znacznie więcej i co jakiś obiecujemy kilka zamieścić, gdyż intuicyjnie się z nimi zgadzamy.

piątek, 10 lipca 2009

Pierwszy niepoważny wyczyn za nami.




Udaliśmy się dziś na wycieczkę do Parku Narodowego. W klapkach. Jak się okazało mimo, że trasa nad wodą to był to bardziej górski szlak niż niejeden w tatrach. W dół i w górę. Po ścieżkach często szerokości stopy. Po kamieniach do pasa. Oczywiście z Pyzulą w chuście z przodu, bo wiązania z tyłu niestety nie udało nam się do tej pory opanować. Istna ekwilibrystyka to była. Do celu nie doszliśmy bo nie udało nam się pokonać zwalonego drzewa. Za to w drodze powrotnej spotkaliśmy wielkiego jaszczura - tak z półtora metra i o wysokości do kolan. Na szczęście uciekł w gąszcz.





Garkuchnie czyli makaron z ręki!

Jeśli ktoś chciałby bardzo tanio zjeść to można. Podsmażony makaron z sosem sojowym nałożony najczęściej tą samą ręką którą zostały wzięte pieniądze kosztuje ~2-4PLN. Sam tańszy z mięskiem droższy. Ja się przekonać jakoś nie umiem, ale Karolina wcina te kluski i jak dotąd nic jej nie jest.
Wszędzie na wyspie jest całe mnóstwo takich stoisk. Sprawia to wrażenie jakby każdy kto nie ma pracy kupił sobie taki wózek gastronomiczny i podgrzewał na rogu makaron :) Kucharzem do tego znakomitym nie trzeba być, a zawsze jest jakieś zajęcie.









środa, 8 lipca 2009

Penang - więcej zdjęć.






Battu Ferringhi. Pola’s first beach experience.

The next day we went to see the beach. Batu Ferringhi is some 40-minute drive from the centre of Georgetown so getting there and back, especially if you are travelling with a baby is quite a trip. The main bus terminal is an awful place, mainly due to the fact that environmentally-unfriendly drivers never turn off the engines. Shabby old vehicle which we board dates back to the times before air conditioning was invented, instead doors and windows are fully ajar. Pola falls asleep during the ride so everything goes smoothly.
The beach itself is quite an ordinary one, but I am relieved to see there are large trees along it. We hide under one of them, but since they do not offer full protection form the sun, I make a little tent out of the sling and Pola falls asleep. 30 minutes later and she is up again, so we go to soak our feet in the sea. The sea is warm but not very clean. A chick next to me fishes out a large jellyfish, few minutes later another one tickles my foot and so I decide we have had enough of the soaking.



At snail speed. Penang Hill funicular.

After a day spent on updating the blog, catching up with family and pure laziness, we venture on a trip to Penang Hill. A trip which turns out t be a complete flop. Crammed and stuffy funicular is so slow you can count the leaves on the trees passed by. By the time we reach the top I have enough of the trip already. The view of the city that spreads below is far from spectacular, though having seen what we have on our first day, we did not expect it would be.
There is very little one can do on the top. There is a temple situated further up, but judging by its looks its not worth the hike. You can have your photo taken with a large snake (if you like cheesy tourist attractions) or eat fried baby bananas, but is that really worth a 30-minute slow ride and even longer wait (some hour an a half!!!) in the queue to get back down? We thought not.
Karolina

wtorek, 7 lipca 2009

Penang Hill czyli 600 metrów w pół godziny.

Prawie bym zapomniał napisać, że już odwiedziliśmy jedną z głównych atrakcji wyspy - wzgórze na które dostać się można kolejką, i z którego cudny widok na miasto ma się roztaczać. W przewodniku przeczytaliśmy, że podróż na górę trwa pół godziny. Kolejki odjeżdżają co pół, a najwcześniejszy bilet na za półtorej godziny dopiero. Ok, zjemy coś w międzyczasie, a raczej Karolina zje bo ja to nie mogę widzieć jak się przyrządza :) Kolejka z '77 najlepsze lata już za nią, ale co gorsza i kondycja kiepskiej jakości. Cięła pod górę z prędkością 2 k/mh na godzinę i nic by w tym złego nie było gdyby w przedziale 20 osobowym było więcej jak 4 miejsca siedzące. Nie narzekam. Żeby dla pozostałych było więcej jak 4m2 do stania. O ironio, nie zdążyłem tej kolejce zdjęcia zrobić, a widok z góry sami oceńcie.


Skuterowi Rajdersi

Strach tu czasem po ulicy chodzić, ale nawet nie dlatego, że kierowcy samochodu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby się zatrzymać. Samochód to chociaż widać więc i uskoczyć w razie czego łatwiej. Prawdziwą zmorą są tysiące skuterowych rajdersów którzy biorą się dosłownie z nikąd skutecznie uniemożliwiając przejście na drugą stronę stronę. Ciekawa to swoją drogą kategoria ludzi więc w wolnej minucie gdy Karolina akurat karmiła pozwoliłem sobie uwiecznić kilku "wariatów na ścigaczach".










Skuterowa moda nakazuje nosić bluzę/kurtkę tyłem do przodu. Ale czemu? Nie pytajcie, nie wiem. Ja bym sobie tą bluzę po prostu zapiął.

Pierwsze koty za płoty.

Wystarczyło poznać paru localsów i od razu miasto się przyjemniejsze wydaje. Nie to że nagle się więcej atrakcji zrobiło, ale jakoś tak przyjemniej się na nie patrzy. Przywykania do azji ciąg dalszy.






Spotkanie było tematyczne z grupy "Penang Food Lovers" za cenę wczorajszego pierożka i orzeszków dziś udało nam się objeść. Nie było to jedzenie w Hiltonie, ale przyznam, że i smacznie i przyjemnie.









Na koniec spadło "trochę" deszczu, co zatrzymało nas na kolejne 2 godziny pod dachem i jedynie dzięki temu, że zaoferowano nam podwózkę do hotelu samochodem nie musieliśmy się zmagać z kałużami głębokości przynajmniej do kolan.

Karolina's first impressions of Penang.



After jumping from city to city we finally arrive in Penang where we are to stay for the next few days. We land 9.10pm and get on an empty bus (we remain the only passangers throughout a whole 30-minute journey! ) to Georgetown. I am tired and stressed out because I left a full pack of Pola’s nappies on a bus stop in Macau, we have none left and she’s just made a poo. Perfect timing :p
Since there is no-one on the bus, I chat up the driver, although he does not look like someone who buys nappies at nightime. Even though explaning what a nappy is takes me some time, I eventually learn that 7-11, a 24-hour conveniance store sells them. Relieved we rush into the strore , grab a 3 pack, get rid of the poo and head for the hotel.
While passing through the streets I have a chance to take a look at the city. Although it is past 11pm it is vibrant with life. Countless little eatieries are full of locals who probably wait until late hours to have their final meal. Asians all around me, I feel uneasy. We surely attract stares, especially Pola’s chubbiness is lively commented on. People grab her by her legs and chat her up. She doesn’t seem to mind.
As we pass through deemly lit streets of Penang, my disapointment grows. Told that we are coming to a sea side resort I expected a charming little town. Despite the darkness it is obvious that charming it is not. Narrow streets with rows of ramshackle bulidings, littlered with food leftowers, and an awful smell od durian fruit are a huge contrast to ordery and sophisticated Macau. Short development is ocasionally interrupted by a tall hotel or a block of flats, usually as tasteless as the small houses around.
The worst is still to come. Looking around I had no time to look down. When I finally do so I notice a couple of huge cocroaches the size of my little finger.Disgusted, I try not to look down again hoping that I will not step on one.
At last, safe and sound we reach the hotel which, to my relief is a decent place. No creepy crawly in sight. Still, I am not impressed.
Karolina

Georgtown, Penang, Malaysia

Nie specjalnie ciekawe jest to miasto i nich nie zwiedzie was (tak jak nas) kilka podejrzanej jakości zachęt typu starówka wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Starówka jest stara i zapuszczona i co jakiś czas faktycznie ukaże się naszym oczom jakiś wątpliwej jakości budynek pomalowany w jaskrawe kolory plakatówkami. Na zdjęciach uwierzcie lepiej to wygląda niż w rzeczywistości. Samo miasto niezbyt ciekawe, kojarzy mi się to bardziej z jakimś "dworcem w Kutnie" z lat 90. Podobny syf z racji położenia tylko odmienny, ale poza tym ciężko się w nim doszukać egzotyki. A, że miał to być "kurort" to i owszem - nędza przeplata się z biznesem robiącym w jajo turystów. Ceny niczym w Polsce a może i drożej tylko standard nieco odstaje. Owszem, można zjeść na ulicy makaron z sosem sojowym za 2pln, ale gdy tylko najdzie człowieka ochota usiąść w miejscu gdzie talerz podają umyty :) to turystyczne triki typu orzeszki za 5 złotych, dodatkowa cena za miseczkę ryżu do sosu, serwis plus goverment tax czynią obiad droższym niż w przyzwoitej restauracji w Warszawie. Musimy się pewnie nauczyć jak z tym żyć i jak to omijać ale narazie to przecież nasze początki. Asertywność jak to u nas zwykle pojawia się po 30 minutach, a więc pozostaje tylko "kac" pozakupowy :)









Jaszczury chodzą po ścianach.

Nasz nowy dom oprócz ponoć wspaniałej kuchni charakteryzuje się bogatą florą i fauną. Oprócz żółwi które można obejrzeć w północno zachodnim krańcu wyspy gdy składają jaja, można też podziwiać szczury wielkości kotów i karaluchy wielkości myszy. Jaszczurki przed całą tą menażerią uciekają na ściany budynków. Można by je stamtąd zbierać garściami i pewnie tylko dlatego, że kuchnia w tym rejonie już jest wystarczająco zacna to nikt tego nie robi.Nie widziałem przynajmniej.