Co po przyjeździe nie trudno zauważyć to fakt, że turystyczna obsługa zarówno w Australii jak i Nowej Zelandii jest na najwyższym poziomie (jaki miałem okazje widzieć). W każdym nawet najmniejszym miasteczku jest informacja turystyczna, znakomicie oznaczone są wszelkiego rodzaju szlaki spacerowe, wszędzie gdzie trzeba stoi zwykle elegancki kibelek. W NZ jako kraju piechurów jest tyle oznakowanych spacerów i szlaków, że śmiało kto odważny może się takim szlakiem przespacerować z najdalej na północ wysuniętego punktu wyspy północnej do najbardziej wysuniętego punktu wyspy południowej (choć może to kiepski przykład bo tego punktu mimo znaków nie udało nam się odnaleźć).
Tak rozwinięta infrastruktura by być ciekawą reklamuje wszystko co się da zobaczyć i o czym można kilka słów powiedzieć. Nie zawsze jednak okazuje się, że jest to jakoś specjalnie widowiskowe czy np. warto nadrabiać 40 km żeby to zobaczyć. Nie do końca mam nawet na myśli 500 tysięcy opisanych wodospadów co prowadzi do ostatecznie do tego, że tych najciekawszych nie zobaczymy bo na wszystkie szkoda czasu. Mam tu jednak dwa takie przykłady przy których więcej o nich gadania niż warto je obejrzeć.
Pierwsza atrakcja nazywa się "moeraki boulders" i co jest w niej fantastycznego (może dla geologa) to fakt, że przy brzegu morza leżą prawie idealnie okrągłe kamienie. Nikt nie wie tylko czemu są takie okrągłe. Wszystko pięknie no i może to nawet dosyć zabawny widok, ale śmiesznie się zaczyna robić gdy zostaje to wypromowane na atrakcje regionu. Przykład numer dwa atrakcji dla geologa to 170 milionowy las skamieniały i zalany wodą. Wiatr historii z nad niego jakoś nie wieje (wieje co najwyżej zimny wiatr) bo go w tej wodzie nie bardzo widać. Wyobraźnie trzeba mieć ćwiczoną od dzieciństwa by w tym miejscu człowieka dreszcze przechodziły bo na dobrą sprawę gdyby opisy przy brzegu nie były specjalnie dopracowane to by do głowy nikomu ta historia sama nie przyszła. Plus w tym drugim przypadku jest taki, że chociaż po raz kolejny możemy spotkać pingwina.
piątek, 19 lutego 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)