Głównym minusem przy podróżowaniu autobusem jest stan dróg. W przeciwieństwie do Laosu nie wybudowali tu co drugiego kilometra drogi. Birmańscy inżynierowie są cwańsi - wybudowali jeden pas. Gdy dwa jadące z naprzeciwka pojazdy chcą się wyminąć to jeden musi zjechać z drogi bo jest za wąsko. Zwykle też musi się zatrzymać. Bywa czasem lepiej, ale taki stan jest regułą.
Rządowe gwiazdy wpadły na jeszcze jeden ciekawy pomysł. Zapewne w ramach podlizania się chińczykom postanowili zmienić ruch z lewo na prawo stronny. Nic to że w kraju nie ma jednego samochodu z kierownicą po lewej stronie. Rząd dba o dodatkowe miejsca pracy bo teraz w autobusie musi być dwóch kierowców. Jeden prowadzi, a drugi krzyczy, że można wyprzedzać.
Planując podróż polecam omijać trasę Kalaw - Bagan. Obsługuje ją jeden przewoźnik małym autobusem. Pomijając fakt, że poruszanie się tym pojazdem jest do bólu nieprzyjemne, gdyż autobus wypchany jest po brzegi pasażerami (dodatkowo i na dachu siedzi ze 40 osób) to turysta musi zapłacić za te warunki 13$ co jest kwotą wcale nie małą mając na uwadze dystans jaki się pokonuje (160km). Całe te 160km pokonujemy w gratka w 10 godzin co daje nam średnią prędkość 16km/h. Mając średnią kondycję mielibyśmy duże szanse dobiec do celu wcześniej.
Na zdjęciu autobus miejski w Yangoon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz